W szpitalu w Łosicach lekarka nawet nie obejrzała zakrwawionego 5-latka.

W Suchożebrach doszło do zderzenia trzech samochodów.
Zdjęcie symboliczne Fot. Aga Król
W szpitalu w Łosicach lekarka nawet nie obejrzała zakrwawionego 5-latka.
Czwartkowy poranek, około dziesiątej. Dom w miejscowości opodal Łosic. Pięcioletni Kacper otwiera szklane drzwi. Szkło się rozpryskuje. Odłamki trafiają w dziecko. Krzyk, płacz. Krew, której nie tamują prowizoryczne opatrunki. Decyzja jest błyskawiczna: nie dzwonimy po karetkę. Własnym samochodem będzie szybciej.
Do szpitala w Łosicach Kacpra wiozą babcia i tata.
- Wbiegliśmy na izbę przyjęć na parterze. W przedsionku zatrzymała nas kobieta – żołnierz WOT. Nawet nie kazała wypełniać ankiety covidowej. Widziała, że jesteśmy przerażeni, że syn ma krew na głowie i twarzy – relacjonuje Adam, tata Kacperka.
Po wejściu powiedział tylko, że na syna spadła rozbita szyba.
- Żołnierka poszła do gabinetu lekarskiego – mówi pan Adam. - To było kilka metrów dalej. Słyszeliśmy, że lekarka pytała, ile syn ma lat. Krzyknąłem, że 5. Wtedy pani doktor powiedziała, że nas nie przyjmie, bo nie jest chirurgiem dziecięcym. Słyszałem to dokładnie. Potem kobieta z WOT podeszła do nas i powiedziała, że pani doktor odmówiła przyjęcia i musimy jechać do szpitala w Siedlcach. Lekarka nawet nie wyszła z gabinetu, żeby spojrzeć na syna.
Pomógł chirurg-onkolog
najstarsze
najnowsze
popularne