Zimą nad siedleckim zalewem jest tłumnie jak latem.

Zdjęcia z lodowatych kąpieli opanowały media społecznościowe. Można odnieść wrażenie, że morsował już chyba każdy...

O jednym z najgorętszych tematów tegorocznej zimy z doświadczonym siedleckim morsem Karolem Kulikiem rozmawia Paweł Świerczewski.

Do tłumów nad siedleckim zalewem przyzwyczailiśmy się, ale latem. Teraz pojawiły się zimą. Wszystko przez modę na morsowanie.

- Ciężko nie zauważyć tego trendu. Odkąd morsuję, a robię to już od sześciu lat, jeszcze nigdy nie było tylu ludzi zainteresowanych zimną kąpielą. Sądzę, że są tego dwie przyczyny, obie związane z pandemią koronawirusa. Po pierwsze, szukanie nowych sposobów, żeby zwiększyć swoją odporność, bo nie chcemy dać się chorobie, a po drugie, siedzenie w domach i zamknięcie niemal wszystkiego sprawiło, że szuka się okazji do nowych, ciekawych aktywności.

To dobrze, czy źle, że morsowanie zaczyna się cieszyć taką popularnością?

- Bardzo dobrze, to samo zdrowie!

Czyli Panu te tłumy nie przeszkadzają?

- Zupełnie nie, bo też nie ma ich cały czas. Podczas spotkań zorganizowanych grup morsów rzeczywiście zbiera się przy kąpielisku kilkadziesiąt osób, ale o innym czasie można zażyć kąpieli w bardziej kameralnym gronie. Często bywam nad zalewem, nie tylko żeby morsować, ale też pobiegać. I muszę przyznać, że za każdym razem spotykam kogoś w wodzie.
Bardzo się z tego cieszę, gdyż dostrzegam same tego zalety.

Jakie największe?