Mariola Zaczyńska Fot. Aga Król
Niedawno ukazała się jej powieść „Więcej niż siostry”. To szósta książka naszej redakcyjnej koleżanki.
Lubi wplatać w fabułę rzeczywiste miejsca i prawdziwych ludzi. To dodatkowe smaczki w jej książkach. Siedlce i okoliczne miejscowości okazały się atrakcyjnym tłem dla akcji. W jej powieściach widać jej temperament...
Z Mariolą Zaczyńską rozmawia Tomasz Markiewicz.
Twój tata był wojskowym…
– Tak, jestem córką żołnierza. Do dziś pamiętam zapach munduru, zapach skóry z kabury pistoletu i słyszę charakterystyczne skrzypienie wojskowych butów na wypastowanej posadzce sztabu wojewódzkiego. Mieszkaliśmy w wojskowym bloku. Na końcu podwórka były sztab wojewódzki i moje przedszkole. Wpadałam do taty po cukierki. Oczywiście mam wielki sentyment do munduru.
Miesiąc temu ukończyłaś kurs kandydatów na korespondentów wojennych misji pokojowych i stabilizacyjnych. Córka podąża ścieżką ojca?
– Nie myślałam o tym w ten sposób, ale chyba, istotnie, coś jest w genach i we krwi. Na początku kursu nam powiedziano: wrócicie do domów jako inni ludzie. I okazało się to prawdą. Nie mogę mówić o szczegółach. Powiem tylko, że mam ogromny szacunek dla żołnierzy, którzy jadą na misje. Wojna to potworność. Zdradzę tylko, że okazałam się twardsza, niż myślałam. Miło było usłyszeć od specjalsów: „szacun”. Jestem przygotowana do pracy korespondenta wojennego.
Jedna z recenzentek bardzo chciała przeczytać Twoją nową powieść „Więcej niż siostry” ze względu na jej główny temat: syndrom nieobecnego ojca. „To temat niezwykle ważny, bardzo trudny i raczej rzadko poruszany w literaturze polskiej” – napisała. Podobno kobiety z tym syndromem bardzo często wybierają nieodpowiednich mężczyzn…
Zostało Ci do przeczytania 61% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 52/2020: