REKLAMA
12.4 C
Siedlce
Reklama

Siedlczanin idzie boso przez Półwysep Iberyjski. Chce pomóc dzieciom, a przy okazji pobić rekord Guinnessa!

Siedlczanin Paweł Durakiewicz wiele w swoim życiu przeszedł. Jak sam przyznaje, był na dnie, ale znalazł w sobie siłę, żeby się podnieść. Teraz pragnie udowodnić, że każdy może robić wielkie rzeczy.

– Jestem chłopakiem z siedleckiego „trzeciego etapu”. Tam się wychowałem, tam z kumplami graliśmy w piłkę. W Siedlcach przeżywałem pierwsze miłości, pierwsze rozczarowania. Choć od czasów studiów bywam w nich już tylko odwiedzając rodziców, zawsze pozostaną w moim sercu. Jest mi niezwykle miło, że gazeta z moich rodzinnych stron zainteresowała się tym, co robię – opowiada 45-letni obieżyświat, który długo szukał swojego miejsca na ziemi.
Mieszkał i pracował w USA, Indiach, na Kostaryce…

– Patrzyłem na zachody słońca w najpiękniejszych miejscach świata, ale nie pamiętam żadnego. Butelka przesłoniła mi rzeczywistość – przyznaje. – Byłem bardzo bliski zapicia się na śmierć. Taki nawet miałem plan. Do tego dochodziły silne leki psychotropowe. Czułem się bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Alkohol nie był po to, żeby poczuć się dobrze, tylko żeby mniej cierpieć. To oczywiście przynosiło odwrotny efekt. Będąc na dnie, podjąłem próbę, żeby się podnieść. Tłumaczyłem sobie, że muszę tak zrobić dla swoich małych dzieci. Teraz wiem, że największy prezent zrobiłem, tak naprawdę, sobie.

Nie jesteś problemem, jesteś cudem!

Siedlczanin nie pije od sześciu lat. Przez ten czas prowadził ośrodek leczenia uzależnień na Sycylii. Znalazł siłę, żeby odmienić swoje życie, a także pomóc w tym innym.

Paweł jest także współzałożycielem fundacji Diamond Soul. Wśród jej celów statutowych jest organizowanie bezpłatnych obozów sportowo-rozwojowych dla dzieci oraz młodzieży.

– Stan psychiczny młodych ludzi w Polsce jest na tragicznym poziomie. Potwierdzają to wyniki badań fundacji Martyny Wojciechowskiej „Unaweza”. Mają oni bardzo zaniżone poczucie własnej wartości, wielu towarzyszą myśli samobójcze. Uważają, że są nic niewarci i szukają ukojenia w używkach, samookaleczeniu się. Celem udziału w naszych obozach jest uświadomienie dzieciakom, że nie są problemem do rozwiązania, tylko cudem do odkrycia. Chcemy im pokazać, że życie nie wygląda tak, jak na Instagramie, więc nie należy do tego dążyć. Poczucie smutku, nieszczęścia jest normalną rzeczą. Trzeba to zaakceptować i znaleźć wewnętrzny spokój. Trzeba też nauczyć się radzić sobie z problemami. Szukanie kontaktu z naturą, uprawianie sportu czy jogi to zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż branie różnych środków, które tylko chwilowo zagłuszają ból.

Boso przez świat

W celu promocji zbiórki funduszy, które umożliwią organizację obozów dla setki dzieci z Polski, Paweł wyruszył w niezwykłą podróż, która jest zarazem oficjalną próbą pobicia rekordu Guinnessa w najdłuższej bosej wędrówce. Żeby tego dokonać, musi przebyć ponad 3019 km! Wyruszył 19 lipca z francuskiej miejscowości Perpignan. Trasę wytyczył sobie wokół piekielnie rozgrzanego letnim słońcem Półwyspu Iberyjskiego. Za sobą ma już ponad 600 km.

Tak wyglądają stopy po wędrowaniu boso.

– To coś, co sprawia olbrzymie cierpienie każdego dnia. W Hiszpanii, gdzie obecnie jestem, panują okropne opały. Podłoże jest rozgrzane do granic możliwości. Nie jest tak, że po pewnym czasie można do tego przyzwyczaić stopy. Są pozdzierane i obolałe. Czasem myślę, że już osiągnąłem granice swoich możliwości, ale potem wstaje nowy dzień albo przychodzi noc, gdyż często wędruję też po zapadnięciu zmroku, i znowu się idzie. Głęboko wierzę, że wystarczy mi sił, żeby dokończyć wyzwanie. A nawet więcej – nikomu jeszcze o tym nie mówiłem, ale mam w planach znacząco przedłużyć swoją wędrówkę. Po przejściu dookoła Półwyspu Iberyjskiego chciałbym przez Gibraltar dostać się do Maroka, a następnie dalej iść przez Algierię i Tunezję, przepłynąć promem na Sycylię do Palermo, a stamtąd przejść jeszcze 100 km do mojego domu w Salemi – opowiada siedlczanin.

O sobie mówi: – Jestem zwykłym facetem, już, niestety, niemłodym. Nigdy nie uprawiałem wyczynowo sportu. Co
więcej, ponad połowę swojego życia spędziłem, niszcząc się nałogami. Mam śrubę w kręgosłupie. I chcę pokazać, że skoro taki ktoś, jak ja, może dokonać niesamowitej rzeczy, to każdy może. Nie chodzi o to, że wszyscy muszą wyruszyć w bosą wędrówkę, ale o to, by zdać sobie sprawę, że najczęściej ograniczamy się w życiu sami. A nigdy nie jest za późno, żeby zawalczyć o swoje marzenia.

Wspomnienie beztroskiego dzieciństwa

Podróż, pomimo fizycznego cierienia, sprawia mu mnóstwo przyjemności.

– Jestem teraz szczęśliwym człowiekiem. Czuję to szczególnie, gdy wędruję nocą. Mam nad sobą gwiaździste niebo, obok nie przejeżdżają żadne samochody, jestem tylko ja ze swoimi myślami. Wracają wtedy do mnie wspomnienia
beztroskiego dzieciństwa. Jestem spokojny i wolny. Nigdzie nie muszę się spieszyć.

Paweł, wędrując boso, często jest brany za włóczęgę lub nielegalnego imigranta. Miał okazję przekonać się, z jakim odbiorem spotykają się tacy ludzie. Nie były to miłe doświadczenia.

Postępami swojej podróży chętnie dzieli się w mediach społecznościowych. Jeśli chcecie być na bieżąco, szukajcie go na Facebooku i Instagramie, wpisując: Pawel Durakiewicz.
PAWEŁ ŚWIERCZEWSKI

8 KOMENTARZE
  1. Brawo dla gościa…większość niestety nie zdąża wyjść z nałogu…w dzisiejszych czasach dochodzi jeszcze więcej ćpania i różnych używek….kiedyś ten świat naprawdę się skończy…jest tragedia już teraz…do tego dochodzą nieuczciwi politycy, urzędy niszczą ludzi, więcej samobójstw…to wszystko ludzie sobie nawzajem zrobili niestety…

    Odpowiedz moderated
  2. Wspaniały człowiek….udawania, że nigdy nie moża się poddawać….wszystko tkwi w naszej głowie…..

    Odpowiedz moderated
  3. Jest intencja, jest realizacja, jest super przykład dla potrzebujących w duchu i sile działania 🙂 Ma ci On Cel . Wieka sprawa! Pozdrowienia ślę ;-))

    Odpowiedz moderated
  4. Z punktu widzenia psychologii, on cały czas ucieka. Najpierw uciekał w używki, teraz ucieka w trudny sport, jakim jest długa wędrówka. To samo było z Mackiewiczem, który zginął w Himalajach. Psychika odrzuciła używki, ale problem z kompulsywnymi zachowaniami pozostał.

    Odpowiedz moderated
    • Dokładnie tak. Zderzanie się z sobą podczas takiej wycieczki jest tak naprawdę komfortowe. Ma czas dla siebie, może poświęcić kilka miesięcy na rozmowę ze sobą. Robienie tego mając obowiązki i codzienne życie, od którego nie da się uciec- to jest wyzwanie.

      Odpowiedz moderated
  5. Brawo za porzucenie nałogu i walki z nim. Jednak odnośnie badania Martyny Wojciechowskiej to jest ono bzdurne, sama metodologia badania była wyśmiana przez specjalistów, sam pamiętam takie badania z czasów “gimbazy” i tam odpowiedzi zaznaczało się dla BEKI. Później taki rodzic czy dorosły to przeczyta, wyniesie wnioski z złapie się za głowę. A prawda leży gdzieś po środku, a raczej w mniejszym stopniu.

    Odpowiedz moderated
    • Tyle głębi w tym chodzeniu właśnie. Dokładnie jak ono ma wplynąć na pomoc tym dzieciom? Oprócz promocji własnej osoby??

      Odpowiedz moderated

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najczęściej czytane

Ostatnie pożegnanie Artura Kozłowskiego

Znana jest już data uroczystości pogrzebowych Artura Kozłowskiego -...

Kontrowersyjne „alkotubki” – alkohol w opakowaniach przypominających musy dla dzieci

W polskich sklepach pojawiły się alkohole sprzedawane w tubkach,...

Biskup siedlecki zdecydował o zmianach personalnych w parafiach

Diecezja siedlecka właśnie opublikowała listę zmian personalnych w parafiach, które wejdą w życie 1 lipca.

Sędzia piłkarski z Siedlec z zarzutami o znęcanie się nad partnerką

Czy to koniec kariery znanego arbitra ekstraklasy, piłkarskiego sędziego...

Zderzenie w Czepielinie

Na skrzyżowaniu w Czepielinie zderzyły się dwa samochody. Samochód osobowy...

Miał prawie 4 promile alkoholu

Pijany kierował samochodem, który uderzył w słup. 22 września o...

Najczęściej komentowane

Najnowsze informacje